Inne teksty, Polityka

Polscy mężczyźni w świecie europejskich wartości

Polacy są waleczni, szlachetni i dzielni – Syryjczycy to tchórze, opuszczający w potrzebie ojczyznę i „swoje” kobiety. Polacy traktują kobiety z szacunkiem, a równouprawnienie wysysają z mlekiem matki – Syryjczycy to seksualni barbarzyńcy, wydający za mąż małe dziewczynki i traktujący kobiety jak śmieci. Polacy reprezentują chrześcijańskie wartości oraz chlubne europejskie tradycje (cóż, że oświeceniowe, co zgrzyta odrobinę…) -Syryjczycy to ciemna, niekształcona dzicz, od tysiącleci żyjąca w stanie półcywilizowanym, dla której szczytem luksusu powinien być ajfon.

Cała ta bezładna, lepka i brudząca masa klisz i produktów intelektualnego lenistwa – gdzieś tam w ludziach pozostawia ślad. Powtórzone milion razy, najbardziej oczywiste i nieludzkie bzdury zaczynają stawać się obiegową – a przez to niekwestionowaną – „prawdą”. Taką, z którą się nie polemizuje, ponieważ: jest jej wszędzie za dużo i/lub jest zwyczajnie zbyt głupia i/lub jest to po prostu męczące. Jednocześnie, gdzieś tam w zewnętrznym, pozafejsbukowym, namacalnym świecie istnieją też (podobno!) jakieś realne zdarzenia. Jakieś fakty, o których da się porozmawiać, by do klisz przystawić miarę i powiedzieć: „sprawdzam”! Sprawdzając to, czy faktycznie samą opinią świat jest urządzony… O mężczyznach z Syrii wypowiadać się nie będę, bo nie znam żadnego, nie znam ich kultury, nie byłam w ich kraju. Za to chciałabym nieco opowiedzieć o tym, co widziałam i słyszałam, czego doświadczyłam (ba, od trzydziestu dwóch lat doświadczam nieustannie) sama – chciałabym opowiedzieć o polskich mężczyznach. Na konkretnym przykładzie, skoro mówię: „sprawdzam!”

Mowa będzie o sytuacji z 2 września br, która miała miejsce w pewnym obiekcie noclegowym w polskich Wysokich Tatrach. Właśnie kładliśmy i kładłyśmy się spać we wspólnej sali noclegowej, kiedy ok. godz. 22 wkroczyli do niej dodatkowi, nietypowi goście. Grupa przypakowanych, głośnych, butnych i dość już wstawionych osiłków. Niezwłocznie po przybyciu przystępująca do otwierania wysokoprocentowych flaszek, we wspólnej sali inaugurująca libację – w porze ciszy nocnej. Na uwagi, by zachowywali się odpowiednio do pory i zgasili światło zareagowali natychmiast agresją i groźbami („Czy chcesz zaraz wypluć zęby?”) względem panów oraz lekceważeniem i kpinami („Paniusie z korpo na przygodzie życia, muszą się wyspać żeby zrobić III+ i wrzucić fotki na fejsa” / III+ stopień trudności na skali trudności wspinaczkowych, oznacza bardzo łatwy teren – przyp. autorka) względem pań. Jedna z osób zgłosiła problem z pijaną bandą do pokoju kierownika obiektu. Zamiast niego interweniował jeden z trzech zatrudnionych przez pijaną bandę instruktorów Polskiego Związku Alpinizmu. A raczej „interweniował”. Pofatygował się niespiesznie na górę, rzucił parę cichych zdań do pijanej zgrai, po czym bez żadnej widocznej poprawy sytuacji i zachowania swoich klientów – wyszedł, by już nie powrócić.

Impreza nieodmiennie trwała więc w najlepsze. Wrzaski, krzyki, rechot, tupanie, ryczenie, bieganie po schodach, przekleństwa oraz coś, co należałoby nazwać bardzo głośnymi rozmowami tyle tylko, że było zbyt prymitywne, żeby zasługiwać na miano rozmów. Zadałam sobie trud wynotowania niewielkiej części z poruszanych tematów. Wynotować całości nie sposób ze względu na poziom „wypowiedzi”. Poniżej te, które w miarę nadają się jeszcze do opublikowania:

  • Pracowałem w UK w magazynie, przez całą noc widziałem tylko kurwa ciapatych. Pierwszy normalny, biały człowiek o świcie”.

  • Przypierdoliłem takiemu Ruskiemu, co to stanął w kolejce przed kobietą w ciąży. Nienawidzę kurwa Ruskich i takich co są kurwa niekulturalni do kobiet”.

  • Polki to zdziry, wychodzą za obcokrajowców dla obywatelstwa. A Polacy żenią się z Ukrainkami. Wiadomo, Ukrainki to najładniejsze dupy”.

  • Polki to się szmacą coraz bardziej z czarnuchami, ustawiają się z kolejkach, żeby im obciągać”.

  • Dwa lata ruchałem sąsiadkę, co mieszkała ze mną i żoną drzwi w drzwi. Fajne ruchanie to było”.

  • No a na nurkowaniu to można szczać w piankę. Tylko nie wiem, czy pianka wyłapuje dwójkę”.

  • Jaka kurwa cisza nocna. Cisza nocna jest dla pedałów. Mnie kiedyś trzy razy jednej nocy wypierdalali ze schroniska”.

  • Jak jakąś dobrze wyruchasz to się zaraz zakocha. Szczególnie anal”.

  • No i byliśmy kurwa na takim piana party, wszystkie suczki wiedziały o co chodzi i były bez staniczków”.

  • Przyjeb dziwce! Wykurwij dziwce!” (to przy siłowaniu na rękę).

  • Raz byłem w szpitalu na sepsę i żona zapytała, jakie mam marzenie. Powiedziałem, żeby mi obciągnęła z połknięciem”.

  • Dobra, zaraz idę spać, tylko sobie jeszcze zwalę konia. Co tak będę spał z pełnymi jajami”.

  • Wiesz, bo to co teraz idzie, to są kurwa takie wieki średnie, znów będą krucjaty. I wiesz, ja chcę teraz kurwa chodzić do kościoła, żeby wiesz, być po dobrej stronie” (po czym chwila ciszy, a po pauzie odpowiedź z wyraźną przyganą: „- To jeszcze nie chodzisz?”).

Wszystko to (i dużo więcej, ze szczególnym naciskiem na opowiadanie sobie o – prawdziwych bądź urojonych – seksualnych podbojach, wulgarnym językiem, ze szczegółami anatomicznymi) głośno, ostentacyjnie, agresywnie, zaczepnie. Głównych „imprezowiczów” było ze trzech-czterech, jednak wszystko odbywało się z towarzyszeniem salw śmiechu i rechotu biernej części grupy. Ani raz ani jeden z bandy prymitywnych „karków” nie wykazał się inicjatywą stonowania skrajnie żenującego zachowania grupy lub poszczególnych swoich kolegów. Co jakiś czas osoby przebywające w pomieszczeniu próbowały przywoływać imprezujących do porządku, nalegając na przyciszenie głosu oraz posługiwanie się w trakcie imprezy raczej własnymi czołówkami, niż zapalonym światłem. Jedyne, co udało się uzyskać, to wysyp kolejnych chamskich, napastliwych odzywek i wykręcenie paru żarówek.

Ustawicznie w stronę użytkowniczek i użytkowników wspólnej sypialni leciały niewybredne komentarze, a względem pań – obrzydliwe seksualne i seksistowskie aluzje. Uspokoiły się nieco w momencie, kiedy grupa zechciała urządzić sobie turniej siłowania na rękę. Cóż z tego, skoro towarzyszące mu ryki okazały się dwa razy głośniejsze od rozmów. Potem była runda pijackiego, arcyżenującego czytania na głos smsów od kobiet i do kobiet („Mam kolegów, którzy załatwią ci skok ze spadochronem” to jedyny nadający się do zacytowania), uzupełnianych okrzykami słuchaczy w rodzaju: „A to suka/dziwka/szmata!” (tu dla porządku dodam, że bohaterowie opowieści mieli więcej nie tylko niż trzynaście, ale i trzydzieści lat).

W pewnym momencie wytoczyli się gromadnie na zewnątrz, ryki dobiegały zza okien. Kiedy wrócili do środka, było już ok. drugiej w nocy. Gadanina, przekleństwa i krzyki trwały w najlepsze jeszcze jakiś czas. Zalegli w sztok pijani około trzeciej w nocy, wtedy też miały szansę zasnąć pozostałe osoby, przebywające w tej sali. Mając w perspektywie całe dwie-trzy godziny snu i wypoczynku, wściekłe, zniesmaczone i oburzone biernością obsługi, jak i instruktorów PZA opłacanych przez – nie ma lepszego określenia na to – bydło.

Ale to nie koniec – teraz część najlepsza. Otóż następnego dnia okazało się, że jest to prawdopodobnie grupa żołnierzy Wojska Polskiego, będąca w górach na zawodowym szkoleniu. Nie sposób było się tego domyślić po ich wyglądzie i zachowaniu. Przypominali raczej grupę stadionowych kiboli czy grypsujących recydywistów na przepustce z zakładu karnego. Rynsztokowy język, agresja słowna, bijący po oczach (i uszach) seksizm, rasizm, kompletny brak kultury, prymitywizm zachowania. Niemniej plotka obiegła wszystkich lotem błyskawicy – żołnierze. „Mili ludzie. A wódkę pijemy za własne” – usłyszałam w odpowiedzi na pytanie, kto zapłacił za ich pobyt w górach. Cała ta koszmarna noc terroryzowania i zastraszania postronnych osób przez typów o sposobie bycia gangsterów – została więc opłacona przez państwo. Przez „miłych ludzi” – podatników. Kierownik obiektu, zapytany przeze mnie o jednostkę, która delegowała tych pseudożołnierzy na wyjazd odpowiedział, że nie zna jej nazwy. Podobno rezerwację na dwanaście osób zrobili zatrudnieni przez bydło instruktorzy PZA. Podobno ich pobyt objęty był klauzulą tajności, gdyż podobno byli to członkowie jednostek specjalnych (może nawet GROM-u), odbywający wysokogórskie przeszkolenie. W każdym razie nie pozostawili po sobie żadnego śladu w książce meldunkowej – nie mieli takiego obowiązku.

Pewnie dlatego też czuli się tak bezkarni i prawdopodobnie dlatego – bezkarnie czują się nadal. Choć nie, przecież mogliby czuć się bezkarni tylko w przypadku, gdyby w ogóle mogła tu być mowa choćby o cząstkowym poczuciu winy czy odpowiedzialności. Poczuciu przekraczania granic i niedopuszczalności takiego zachowania z punktu widzenia (skoro już od tego rozpoczęłam temat) tzw. europejskich wartości. Europejskich wartości, z którymi polscy mężczyźni tak ostentacyjnie lubią się ostatnio obnosić i utożsamiać. Nic podobnego. Prowodyrzy na drugi dzień udawali, że nic się nie stało. Bezczelnie patrzyli nam w oczy i pogodnie rzucali „dzień dobry!” (choć prawda, nieco skacowani). Ci z bandy, którzy dopuszczali się biernej agresji – byli wręcz zdziwieni, że ktokolwiek ma do nich o cokolwiek pretensje. Czyja więc jest wina? Zgadnijcie. Gdybyśmy od początku pozwoliły chłopakom „wyszumieć się”, a może nawet wypiły z nimi wódeczkę lub dwie – poszliby przecież spać dużo, dużo wcześniej! I do tego, całkiem kulturalnie – dowiedziałyśmy się z kuluarowych rozmów. Niektórzy z nas przypadkiem usłyszeli wypowiedzi wręcz zrzucające całą odpowiedzialność za przebieg wydarzeń na osoby zwracające pijanej bandzie uwagę tej nocy.

A propos jeszcze interweniujących osób. Na obecną w sali ok. dziesięcioosobową grupę o składzie mieszanym – włączyć się w tę interwencję śmiał aż jeden chłopak (dał sobie jednak spokój zaraz po groźbie o wybitych zębach). Jeden na bodajże pięciu czy sześciu obecnych, którzy nie należeli do bandy. Przez całą noc nierówną walkę z bydłem toczyły więc na zmianę i na różne sposoby trzy wściekłe dziewczyny i jeden starszy wiekiem instruktor. Wszystkie te osoby były wyśmiewane, wyszydzane, wykpiwane i molestowane słownie. Piętro niżej nocowało w „Pokoju Instruktorskim” 7-8 innych mężczyzn, udających, że nic się nie dzieje. W ten sposób, problemem nie stali się więc tylko zdemoralizowani członkowie dominującej na tę chwilę bandy, ale i hierarchia w stadzie. Ta hierarchia w stadzie stała się wspólnym problemem wszystkich nas, sterroryzowanych ludzi. To hierarchia nakazująca samcom beta, delta, gamma i omega stulić uszy po sobie, nie widzieć, nie słyszeć i nie reagować. P r z y z w a l a ć i przeczekiwać, a po fakcie za wszelkie zdarzenia niezgodne z przyjętymi normami – obwiniać ofiary, najczęściej kobiety.

I nie – nie chodziło o to, by mężczyźni bohatersko bronili niewiast (ich cnoty przed napastowaniem, a uszu przed wulgaryzmami), sami przy okazji ryzykując pobiciem. Chodzi o to, by mężczyźni w Polsce wreszcie zechcieli dorosnąć. By dojrzeli do decyzji, że na własny rachunek, jako ludzie!, mogą i powinni wyrażać niezgodę wobec zachowań (własnych kolegów czy też obcych mężczyzn), których sami nie akceptują i nie przejawiają. By wzięli za siebie i za innych ludzi (nie tylko kobiety) minimalną, a najlepiej proporcjonalną odpowiedzialność. By przestali udawać, że zgadzają się na taką samczą sztamę kosztem wszystkiego i wszystkich – zgadzając się na nią wyłącznie ze strachu, w przymilnym rechocie odsłaniając zęby wobec samców alfa, nielicznych lecz głośnych. To, co uderzało tamtej nocy najbardziej, to absolutna polaryzacja męskich postaw – totalna buta versus kompletna bierność. I niczego pośrodku. Jak długo jeszcze – niczego pośrodku? Jak długo jeszcze mężczyźni nie zamierzają uznawać scenariuszy innych, niż przemoc – lub przyzwolenie?

Nasuwa się też pytanie, po co to całe rytualne straszenie azjatyckimi i afrykańskimi hordami „silnych, młodych, roszczeniowych” mężczyzn, skoro to właśnie polscy mężczyźni zastraszają nas już od lat najbardziej skutecznie? Na stadionach, w pociągach, autobusach, na ulicach i we własnych domach. W tym wypadku byli to zresztą dokładnie ci sami mężczyźni, których zadaniem, a nawet misją, powinno być chronienie nas wszystkich. Czując się silni w grupie (w różnego rodzaju grupach, zresztą) wybierają coś wręcz przeciwnego – wybierają być postrzegani przez nas wszystkich i wszystkie jako zagrożenie, chcą się tym napawać. Trudno nam było uwierzyć, by stan polskiego państwa oraz polskiej armii mogły być aż tak złe, że podobnie bezmyślne, niedojrzałe jednostki o zerowych kwalifikacjach moralnych i intelektualnych były dopuszczone do sprawowania zawodowej służby wojskowej, do kontaktu z bronią. A jednak – opisywane fakty mówią o tym jasno. Fakty, a nie stereotypy, uprzedzenia, gdybania i bajki wysysane z palca, jak ma to miejsce w przypadku sądów wydawanych zaocznie o syryjskich uchodźcach. Naprawdę, życzyłabym sobie, żebyśmy równie często i równie głośno wydawali uzasadnione sądy o nagannych zachowaniach Polaków, zamiast w takich chwilach spolegliwie i tchórzliwie milczeć, tłumaczyć ich zachowanie, każde, najgorsze, krzywdzące albo kryminalne zachowanie, „naturalną” potrzebą „wyszumienia się”. Od reszty z nas domagając się wyrozumiałości dawno przekraczającej granicę masochizmu, twierdząc, że to „nic takiego”. W aspekcie „silnej, agresywnej i roszczeniowej” męskości to jest naszym największym i realnym problemem, nie garstka przybyszów.

Post scriptum 1:

Fragmenty tekstu zostały zaczerpnięte z listu otwartego skierowanego do władz Polskiego Związku Alpinizmu, w którym prosimy o interwencję, wyjaśnienie sprawy i ustalenie personaliów żołnierzy, mające na celu wyciągnięcie wobec nich konsekwencji. Tekst pierwotnie opublikowano we wrześniu 2015 roku, w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu, która rozpętała pierwszą falę antyuchodźczej nagonki.

Post scriptum 2:

Publikacja zaowocowała dochodzeniem prowadzonym przez Żandarmerię Wojskową. Jej funkcjonariusze skontaktowali się ze mną, początkowo zachęcając do złożenia doniesienia oraz zeznań, szukali świadków. Wkrótce okazało się, że sprawie i tak zostanie ukręcona głowa – odmówiono nam prawa do rozpoznania zasłaniając się brakiem innych dowodów, twierdząc, że od sprawy minęło już zbyt wiele czasu. Nieoficjalnie powiedziano mi, że faktycznie byli to członkowie najbardziej elitarnych, specjalnych oddziałów wojskowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *