W listach pytacie mnie, czy w swoim ostatnim tekście „To nie jest kolejny tekst o Razem” zabraniam wam gniewu. No c’mon, trochę się już znamy. Jestem ostatnią osobą, która sobie lub komukolwiek zabraniałaby gniewu! Rzecz w tym, że złość stając się „dyżurną” emocją lewicy (a jest jedną z tych bardziej akceptowalnych w naszej kulturze, dlatego „łatwych” do odczuwania oraz wyrażania) prowadzi dość szybko do trzech rzeczy: 1. społecznej inflacji wkurwienia, 2. emocjonalnego wypalenia, 3. kompletnego zneutralizowania politycznej dramaturgii, a tym samym sabotażu własnej skuteczności. Jadąc cały czas bezrefleksyjnie na gniewie odbiera się mu (i sobie) moc, a nie podsyca ją. Więc czy złość? Tak, zdecydowanie – czasem. Wtedy może swobodnie rezonować.
W listach pytacie mnie także o politykę tożsamości, bo ten fragment mojego tekstu wydaje się wam niejasny. O co chodzi? Ano chodzi o to, że wszystkie i wszyscy mamy rozmaite tożsamości, które umożliwiają lub uniemożliwiają nam w życiu osiąganie rzeczy. Tożsamość kobiety, katoliczki, ateistki, osoby chorej, o określonej narodowości (każda osoba składa się z wielu różnych tożsamości, ale niektóre mają poważniejsze implikacje, niż inne). I tak, jak na przykład dzieje się to z feminizmem, to samo zjawisko na gruncie społecznym oraz polityki może posiadać kilka kompletnie rozbieżnych interpretacji (feminizm jako dzieło szatana i inżynieria społeczna vs feminizm jako droga do uczynienia życia ludzi lepszym).
Klasyczna (konserwatywna) interpretacja polityki tożsamości jest taka, że ludzkie tożsamości są różne i właśnie dlatego w życiu należą się za nie różne rzeczy – nierówny dostęp do zasobów jest więc nie tylko naturalny oraz pożądany, ale i sprawiedliwy. Liberalna interpretacja polityki tożsamości jest taka, że tożsamości może są i różne, ale hej, jeśli tylko chcesz, to bardzo ciężką pracą możesz osiągnąć cokolwiek, bo przecież jesteś kowalem własnej tożsamości! Jeśli nic nie osiągnęłaś to nie zwalaj tego na tożsamość, bo winna jesteś jedynie ty sama! A lewicowych interpretacji polityki tożsamości jest wciąż nie za wiele (moją wyłożyłam w kilku różnych tekstach przy różnych okazjach), część lewaków i lewaczek zamiast je współtworzyć woli jednak zadowalać się tymi liberalnymi, a tym samym calutką politykę tożsamości wypieprzać przez okno. Podejrzewam, że jest im tak na rękę, bo dla nich osobiście i tak najważniejsza jest tożsamość klasowa (nieładnie).
Interpretacje lewicowe mają to do siebie, że zwykle są mniejszościowe, a potem ni z tego, ni z owego stają się społecznym faktem, akceptowanym przez większość. W oczekiwaniu na ten moment dobrze byłoby wykonać minimum wysiłku i jednak powstrzymać się od wypieprzania polityk tożsamości przez okno. Bo tak się komuś akurat dobrze układa pod tezę. Polityki tożsamości interpretowane w duchu lewicowym przywracają nam wszystkim równość, podmiotowość oraz przestrzeń do swobodnego dialogu, mają realne szanse zrewidować i uzdrowić systemy polityczne. Trzeba tylko na ten dialog mieć minimum ochoty jak i brać pod uwagę rozwój systemów innych, niż anachronicznie pojmowany socjalizm.
***
Tekst pierwotnie ukazał się na Facebooku 24 lutego 2019 r.